środa, 15 lipca 2015

Dzień ciekawych spotkań i obserwacji

Nawiałam w ląd. Napatrzyłam się na wybrzeże (nie na morze tylko wybrzeże ale to już inna kwestia) i ruszyłam w głąb ku jeziorom, farmom i pagórkom. Dalej lecę na południe tylko trochę dalej od brzegu. 
Region nazywa się Królestwem Środkowym co mi przypomina Śródziemie i trąci hobitem. Widziałam nawet ulicę Gandalfa. 
I jest po prostu przepięknie. 
Do tego pół dnia w słońcu, które grzało, jak należy i w końcu doświetliło widoki by was tak nie przerażały.
Jeszcze dość rano było, gdy facet mijany przy drodze powiedział "Dzień dobry ". Tutejszy Polak wybierający się na jagody. Zaproponował herbatkę ale młoda pora była, a ja chciałam ujechać co nie co, więc odmówiłam.

Potem pojawiły się złudzenia optyczne. Słyszeliście o tym miejscu, gdzieś w Polsce, gdzie swobodnie puszczone butelki turlają się pod górę? Tu jest takich mnóstwo. Miejsc, nie butelek. Butelek nie ma wcale. Patrząc wydaje Ci się, że masz z górki ale jedzie się jak pod górkę. Dość to irytujące bo zastanawiasz się co jest grane. Czy coś blokuje koło? Nie działa? Dlaczego muszę pedałować i wrzucać co raz lżejsze przerzutki jadąc w dół? Pierwsze takie spotkało mnie w Laponii, jadąc wzdłuż Kemijoki i teraz w Szwecji przynajmniej wiem o co chodzi.

Góra, dół,  jeziorko i tak bez końca.

I pędząc tak dalej-góra dół minęłam labradora trzymanego na smyczy podczas pielęgnowania obejścia. Ale ten człowiek machał... aż usłyszałam polski. Zawróciłam więc i przyjęłam zaproszenie na kawę, w końcu brakowało tylko 5 km do planowanej przerwy. Miło pogawędziłam z Wojtkiem nie mogąc uwierzyć w swoją serie. Z polskiego domu w polskiej społeczności do polskiego mieszkania i każdy następny spotkany człowiek to Polak.
Serie jednak kiedyś się kończą. Po pierwsze, już nie można mi mówić, że tu nie ma burz bo była. Przeczekiwałam spożywając drugie śniadanie pod daszkiem, rozmawiając sobie z tym Holendrem. Na bezrobociu, byle dociągnąć do emerytury, spędza tygodnie w swoim domku w Szwecji, uczy się języka i chce się tu sprowadzić na stałe, tylko żona nie do końca przekonana. 
Przeczekiwanie w końcu się nudzi, przywdziałam więc rybaka i ruszyłam dalej do końca dnia mijając się z tą chmurą. Patrzysz za siebie piękne niebo, spoglądasz to przodu szaro-ciemno i błyska. Musiałam zwalniać parę razy bo na ogonie chmury wpadałam w mrzawkę. Dolinki i jeziorka sprawiają, że możesz jechać na krawędzi burzy, w słońcu, obserwując sobie zjawisko i mając nadzieję, że droga tam nie skręca.


Po drodze wiele przepięknych miejsc, które kuszą by zostać. Dobrze, że mam w sobie to coś co gna mnie wiecznie dalej bo bym już nie wróciła. A gdyby tak zatrzymywać się na dłużej wszędzie gdzie kusi to ta podróż rozciągnęłaby się na lata.
I w taką sinusoidę nastrojów popadłam. Raz myślę i kombinuje, jakby tu poskracać, co pominąć, jak jechać szybciej by być prędzej. Potem jednak chcę wydłużać, zostać gdzieś, zatrzymać się na dłużej... co ciekawe skrótów szukam gdy świeci słońce, zostawać chcę w kroplach deszczu (taka tam autoobserwacja).
Chyba moje najbliższe żurawie. Bardzo dużo ich tu z resztą. Rekord to 15 jednego dnia.
W końcu jednak krętość drogi zaprowadziła mnie wprost pod chmurę, skusiłam się więc na kuchnię tajską, tym bardziej, że od poprzedniego dnia miałam ochotę na kuchnię egzotyczną, a w Sundsvallu Chińczyk nas bardzo nie miło wygonił z lokalu. W strugach deszczu nie było mowy o siedzeniu w ogródku, a i nie zamierzałam Elzy zostawiać ale bardzo sympatyczny Taj zaproponował rozwiązanie. (Taki Taj, z jakich Tajek słynnie Tajlandia) Mieszkał obok więc Elza przeczekała w domu pod okiem jego wujka. Może to i dziwne ale podobało mi się podejście typu proponowanie rozwiązania, a nie wyganianie. Przy okazji, dania wegetariańskie, w takich barach w małych miejscowościach są bardzo tanie, więc nie ma się co bać, jedzenie "na mieście" (niewiele większym od mojego osiedla) zmieści się w budżecie.

Rybak.
Elza pozdrawia.

A pisałam te słowa z uroczego campingu nad jeziorem, gdzie po drugiej stronie paszą się krowy i muczą oraz nadaje ptactwo wodne i leśne, ale zasnęłam więc kontynuuje przy śniadanku, z Elzą śpiącą na kolanach i chyba za długo tu siedzę bo jakiś pająk potraktował mnie jako element konstrukcyjny sieci.



1 komentarz:

  1. Jeden z najfajniejszych wpisów jak dotąd ❤ Uśmiecham się cały czas 😊
    A co do dylematów zwiedzać/podziwiać czy jechać dalej, bo tam też atrakcje -mam to samo!

    OdpowiedzUsuń