Najładniejszy, jak do dotąd odcinek w Szwecji. Niezwykle górski w widokach, za to nie w trasach. W sensie, że tu by podziwiać górskie pejzaże nie trzeba się za wiele wspinać, podjazdy są łagodne i daleko im do wywoływania zawału serca, jak góry Czesko-Łużyckie czy cokolwiek na południe od Poznania. W dodatku, mam wrażenie, że zjazdy są tu jakieś dłuższe niż to co musiałam wycisnąć pod górę. Choć górelki tu niskie to widokowe "pełną gębą". Jadąc z Umei do Örnskoldsvika, już rano odbijając na wybrzeże mogłam nacieszyć oczy małym kosztem w walucie potu i łez. Ale najładniej jest tuż przed samym Örnsklodvikiem. Droga z lądu prowadzi nad jeziorami i innymi akwenami, nad którymi przycupnęły farmy, pasą się konie i wznoszą "szczyty".
W dodatku trafił mi się dzień dobrej pogody i to w idealnym momencie bo dotychczas, dość dokładny w Szwecji, google zadrwił sobie ze mnie. A nawet nie zdążyłam Wam napisać, że tu google maps działa, jak nigdzie. Wskazywał drogi rowerowe zamiast upierać się przy głównych a co za tym idzie mogłam polegać na podanych odległościach. Lecz to było tylko uśpienie mej czujności, by zrobić mi takiego psikusa, że nie chcących padł rekord trasy.
W dodatku trafił mi się dzień dobrej pogody i to w idealnym momencie bo dotychczas, dość dokładny w Szwecji, google zadrwił sobie ze mnie. A nawet nie zdążyłam Wam napisać, że tu google maps działa, jak nigdzie. Wskazywał drogi rowerowe zamiast upierać się przy głównych a co za tym idzie mogłam polegać na podanych odległościach. Lecz to było tylko uśpienie mej czujności, by zrobić mi takiego psikusa, że nie chcących padł rekord trasy.
Na liczniku ile miało być, na znaku ile jeszcze zostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz