Järvso jest piękne, w przepięknej okolicy, cudnie się tam dojeżdża. Ja jednak zacznę od końca, no prawie od końca no od wyjazdu z Järvso.
Powiedzieli mi, że wyjeżdżamy o 7 więc prawie nie spałam. O 6 zerwał się deszcz, akurat jak wyszłam do łazienki myć zęby. Deszczyk nie cieszy ale przecież między innymi dlatego uciekam na południe. Swoją drogą dla mnie mieszczucha to zabawne, że Szwed musi się do Ikei wybrać specjalnie zrywając o 6-ej, ale hej, jak ma tak daleko to kupi dużo, więc bierze przyczepkę, a dzięki temu zabrać się mogę ja. A w zasadzie rower na przyczepkę, przyczepka (moja) do bagażnika, ja do tyłu, Elza na kolana. I tak z rano mineliśmy Bollnas gdzie miałam dziś dojechać i wyrzucili mnie w pół drogi między Sandviken (cel na następny dzień), a Gavle. Skoro w pół to przecież nie będę się cofać, tylko ruszyłam przez kałuże w kierunku kolejnego celu: Ängskärs HavsCamping, gdzie wybrzeże jest niebywałe.
Po drodze zwiedzając Gavle - miasto, które wyciełam z planu postojwego na rzecz zjechania w głąb ale miałam je zobaczyć właśnie tak po drodze. Pza tym obie oferty noclegu w Gavle jakoś mnie nie przekonały. Tak już sobie grymaszę nawet wśród couchy.
Pierwsze wrażenie: O matko! Trafiłam na typowe przedmieścia. Czy to mnie teraz czeka? Nieskończone suburbia?
Koniec z czerwonymi domkami, zamiast drewna cegła klinkierowa. O zgrozo!
Miejska architektura dyskretnie puszcza oko.
Może to przez deszcz ale jakoś kolejne miasto nie zrobiło na mnie wrażenia. Takie same, jak wszystkie. Nie żeby czerwone farmy jakoś wybitnie się od siebie różniły ale właśnie niezmiennie mnie zachwycały.
Za to posążków mają pełno.
To kiedyś prywatne miasto magnackie było.Władze musiały ten pałcyk na własną siedzibę wykupić od jaśnie pana.
Tym nie mniej, jak ma zachwycać, gdy nie zachwyca.
Bardziej się skupiłam na szukaniu miejsca na kawe i ciacho... i toaletę... w środku bo pada i bo kontakt do podładowania i z Elzą w środku. Udało się to w bibliotece. (Na zdjęciu akurat instytucja o zerowej przydatności czyli Informacja Turystyczna)
Dworzec.
I powoli w stronę morza.
.
Wtem, dostrzegłam, że nie ma gór! Kompletnie zniknęły!
Za to wróciłam nad morze:
Radość umiarkowana.
Czyżby przeskok z północy na południe był za szybki? Za gwałtowny? Środkowa Szwecja, choć nieciekawa, to pozwala się stopniowo przywyczaić do zmiany otoczenia? A nawet jeśli? Cóż po urodzie, gdy z nieba leje? Jaki pożytek z tych jezior, kąpielisk i cud campingów, jak ciągle pada? I tak nigdzie nie chcesz zostać dłużej bo cóż robić w ciągłym deszczu? Dlatego uciekłam na dół, a chmury i tak nie udało mi się przegonić. Po to się zabrałam do Ikei i liczyłam skrycie, że tu już może jest lato.
I tak sobie jechałam i rozważałam, nie tylko na chłodno mijając morze, ale i małpi park w Furuviku z wagonami z Orient Expressu. Choć głównie myślałam o deszczu. No ile może padać? Jestem w Szwecji już 16 dni, z czego całych bez deszczu dwa, a i w Finlandii mnie nie oszczędziło. Za co ja tu trafiłam na najgorsze lato ever?
Popadając w coraz większym marazm z tych dywagacji wjechałam do atrakcyjnej gminy Älvkarleby z zabytkami, spiętrzoną wodą i elektrownią.
I wtem się zrodził chytry plan. Po co ja jadę na ten polecany mi kawałek wybrzeża koło elektrowni w Forsmaku, który różni się tym, że masz w wodzie tysiąc kamieni, na które możesz przejść, przepłynąć i masz swój własny prywatny pomost. Skoro po pierwsze, nigdzie nie popłyniesz bo nie jesteś morsem (jeszcze). Ba, nawet się nie rozbierzesz posiedzieć w kostiumie bo za zimno na to, więc z plażingu nici. Widoczność tak słaba, że o uroczych pejzażykach zapomnij. To po co ja tam jadę? Płacić 5 koron za ciepły prysznic? A jak byś chciała wziąć chatkę by się osuszyć to tam tych prostych nie mają, tylko te drogie rodzinne. A tu tak ładnie, fajny camping nad jeziorem to morze dalej też będzie. No bo tu to za wcześnie ale po co pchać się nad morze, jak może lepiej pojechać w kierunku Uppsali to jutro będzie krótsza trasa i więcej czasu na zwiedzanie. Siadłam na ławce przy eleganckim hotelu z ogródkiem sprawdzać na mapie czy mój pomysł jest zasadny. Musiałam nieszczęsnie wyglądać bo kelnerki się mną zainteresowały i po chwili jedna podyktowała mi wszystkie miejscowości wzdłuż starej czwórki w kierunku Uppsali, gdzie coś jest do spania. Od chatek po Bed & Breakfest.
No to dojechałam do Chin ;)
Stara E4 jest w tej chwili kompletnie opuszczona, szeroka i płaska jak stół. Dopiero po nastu kilometrach pojawiły się jakieś wioski po drodze, a tak to tylko sarny mi towarzyszyły. Kolejny plan na film o końcu świata na tej wyprawie.
I zrodziła się tej głowie myśl, że może by tak dalej, że choć późno, a do Uppsali daleko to szybko się jedzie... i hostel odpisał na pytanie o przechowanie roweru więc czemu by temu hostelowi nie napisać by trzymali dla mnie łóżko w żeńskim pokoju.
Tuż przed Uppsalą w dodatku droga jest komicznie prosta. Na mapie wygląda, jak narysowana od linijki, a jakieś 10 km przed pojawia się wieża katedry. Świetnie się jedzie na taką dominante.
Różne są kolekcje.
Za to wróciłam nad morze:
Radość umiarkowana.
Czyżby przeskok z północy na południe był za szybki? Za gwałtowny? Środkowa Szwecja, choć nieciekawa, to pozwala się stopniowo przywyczaić do zmiany otoczenia? A nawet jeśli? Cóż po urodzie, gdy z nieba leje? Jaki pożytek z tych jezior, kąpielisk i cud campingów, jak ciągle pada? I tak nigdzie nie chcesz zostać dłużej bo cóż robić w ciągłym deszczu? Dlatego uciekłam na dół, a chmury i tak nie udało mi się przegonić. Po to się zabrałam do Ikei i liczyłam skrycie, że tu już może jest lato.
I tak sobie jechałam i rozważałam, nie tylko na chłodno mijając morze, ale i małpi park w Furuviku z wagonami z Orient Expressu. Choć głównie myślałam o deszczu. No ile może padać? Jestem w Szwecji już 16 dni, z czego całych bez deszczu dwa, a i w Finlandii mnie nie oszczędziło. Za co ja tu trafiłam na najgorsze lato ever?
Popadając w coraz większym marazm z tych dywagacji wjechałam do atrakcyjnej gminy Älvkarleby z zabytkami, spiętrzoną wodą i elektrownią.
I wtem się zrodził chytry plan. Po co ja jadę na ten polecany mi kawałek wybrzeża koło elektrowni w Forsmaku, który różni się tym, że masz w wodzie tysiąc kamieni, na które możesz przejść, przepłynąć i masz swój własny prywatny pomost. Skoro po pierwsze, nigdzie nie popłyniesz bo nie jesteś morsem (jeszcze). Ba, nawet się nie rozbierzesz posiedzieć w kostiumie bo za zimno na to, więc z plażingu nici. Widoczność tak słaba, że o uroczych pejzażykach zapomnij. To po co ja tam jadę? Płacić 5 koron za ciepły prysznic? A jak byś chciała wziąć chatkę by się osuszyć to tam tych prostych nie mają, tylko te drogie rodzinne. A tu tak ładnie, fajny camping nad jeziorem to morze dalej też będzie. No bo tu to za wcześnie ale po co pchać się nad morze, jak może lepiej pojechać w kierunku Uppsali to jutro będzie krótsza trasa i więcej czasu na zwiedzanie. Siadłam na ławce przy eleganckim hotelu z ogródkiem sprawdzać na mapie czy mój pomysł jest zasadny. Musiałam nieszczęsnie wyglądać bo kelnerki się mną zainteresowały i po chwili jedna podyktowała mi wszystkie miejscowości wzdłuż starej czwórki w kierunku Uppsali, gdzie coś jest do spania. Od chatek po Bed & Breakfest.
No to dojechałam do Chin ;)
I zrodziła się tej głowie myśl, że może by tak dalej, że choć późno, a do Uppsali daleko to szybko się jedzie... i hostel odpisał na pytanie o przechowanie roweru więc czemu by temu hostelowi nie napisać by trzymali dla mnie łóżko w żeńskim pokoju.
Tuż przed Uppsalą w dodatku droga jest komicznie prosta. Na mapie wygląda, jak narysowana od linijki, a jakieś 10 km przed pojawia się wieża katedry. Świetnie się jedzie na taką dominante.
Różne są kolekcje.
No i dojechałam do Uppsali w rekordowym tempie
Znalazłam hostel w pobliżu Afirkagatan. Targam rzeczy do pokoju, a tu półmrok, zawodzenie proroka, migranckie dzieci płaczą, matki gotują kolacje... bardziej ośrodek dla uchodźców niż hotel. Witam się z kobietą z pokoju ale mnie zlała zajęta jednoczesnym skypowaniem i słuchaniem arabskiej audycji. Plan był taki by może tu zostać, odpocząć, pozwiedzać... już wiem, że nie zostanę. Kobieta poszła gdzieś to zapaliłam światło, nie będę o 20 siedzieć przy lampce nocnej. Wróciła, spojrzała wyszła, po chwili zjawiła się dziewczyna z recepcji, że psów nie wolno. (Jak wnosiłam jakoś nie miała problemu) Zawsze zaznaczam tylko pets friendly, to jedyny filtr jaki stosuje i wyszedł tylko ich hostel o czym mówię ale chce być ugodowa więc proponuje, że dopłacę sobie do jedynki (i tak chętnie bym się stąd wyniosła). Ustalanie wymagało połączenia z szefem i w końcu uradzili, że ja mam zostać, a tą kobietę przeniosą (cokolwiek bezsensu, jak on tu mieszka to miała sporo majdanu do noszenia). Tak dzięki Elzie zyskałam jedynkę bez dopłaty ale nie czułam się bezpiecznie bo ta kobieta nadal miała kartę do pokoju. Do kuchni, na korytarz czy do łazienki też strach wyjść. Unikać Kvarntorget Vandrarhem Hotel & Hostel w Uppsali! Za to wybierając nocleg w Sztokholmie byłam rozważniejsza. Niestety w Uppsali zwiedzę tylko katedrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz