W zasadzie ostatnie z odwiedzonych przeze mnie miast północy. Wprost stamtąd zwiałam w ląd.
Przede wszystkim zaskoczył mnie wielkomiejskością. Taka plamka na mapie, w dodatku o lewicowych tradycjach. Tylko to taka skandynawska wersja ;)
Od wieków wieków amen o charakterze i powodzeniu Sundsvalla decydował przemysł drzewny. Lasy, tartaki, spławianie, papier, te sprawy. I stąd niby dużo robotników.
Przeszłe, bo dzisiejsze centrum roi się od meneli, tfu, przepraszam, beneficjentów systemu socjalnego.
I to musiały być konkretne majątki bo wiele z tych kamienic wyszła spod tej samej ręki co analogiczna w stylu dzielnica Sztokholmu
Rower szwedzkiego przysposobienia wojskowego, dawniej obowiązkowego. Zwany też the nut cracker. Czy muszę tłumaczyć?
A architekt, który z kolei zaprojektował pałac magnata-fundatora Gavle zwał się Sundsvall.
A to taki ich a'la Stary Browar ale psów nie wpuszczają więc więcej nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz