wtorek, 9 czerwca 2015

Esti countryside

Droaga z Pärnu była zasadniczo nudna i nie zawsze taka ładna jak na obrazku. Odzyskawszy "kontakt ze szlakiem" postanowiłam go kontynuować wzdłuż wybrzeża, choć w sumie nad samym morzem nie prowadził i okazało się, że w zasadzie nie przewiduje żadnych atrakcji czy udogodnień turystycznych. Już na wstępie się urwałam w głąb lądu by zobaczyć, opisywaną w ulotkach, "ruską chatę".
Czyli taki mini skansen jednozagrodowy, całkowicie prywatny. 
Ktoś po prostu ma takie hobby, że zbiera rusyfikalia ludowe i udostępniania je do zwiedzania, nie wystawiając nawet słoika-skarbonki. Fajnie, że miejscowe przewodniki informują o tym.
Większe grupy mogą sobie tam zamówić ruskie biesiady, banie... a dla reszty po prostu stoi otworem, nikt nie pilnuje.
Ruska chata okazała się omenem nadchodzącej nocy, o czym pisałam już na fejsie NINJATRAVELS
Reszta trasy zaprawdę nieciekawa. Nawet wielce opiewany dworek w Toastamiee. Nie wiem, może to pochodzenie w bogatej w szlachtę (zatem i dworki) Polski sprawia, że byle różowy kloc, w którym nawet nie ma muzeum, tylko szkoła, nie robi na mnie wrażenia.
W tej sytuacji pozostało mi następnego dnia grzać wprost na Tallinn, co jak co ale estońskie miasta są przyjemne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz