niedziela, 28 czerwca 2015

Fińskie drogi i mity l

Ten piękny, wspaniały kraj mi się kończy, a nawet połowy nie opidałam.
Pora na przegląd paru fińskich przygód z drogi.
Nie da się ukryć, że odkąd tu jestem ta podróży jest inna i ten podział na części, który sobie przyjęłam, symbolicznie oddzielony przez prom Tallinn-Helsinki, jest jak najbardziej zasadny. Moc wrażeń, więcej kontaktu z ludźmi... mniej wifi ;) no po prostu trudniej było opisywać dzień po dniu, ale najlepsze smaczki mam zasejfowane dla was w głowie. Po resztę będzie musieli przeczytać książkę; )
***

Jeżdżę sobie po tym kraju w ciągłym pełnym zachwycie. Na sam początek musiałam tylko rozkminić co tu i jak w sensie drogowym i turystycznym.
---
Mit I: R10
 Bo po pierwsze, szlak, którym niby jadę (R10) tak naprawdę nie istnieję. To nawet zasługuje na osobny temat, w każdym razie, kto coś w rowerowej turystyce siedzi niech sobie wybije eurovelo z głowy!!! To fikcja, koncept wirtualny, wytyczany zza biurka bez odzwierciedlenia w terenie. Poza trasą na dzień w Estonii, coś może w Polsce i Niemczech,  to tak naprawdę nic takiego, jak trans europejski szlak rowerowy nie istnieje. Byłoby to wygodne ale można i oldschoolowo, czyli jak dotąd, codzień wymyślam sobie gdzie i jak pojadę na podstawie mapy.
I szybko przyszło zaznajomienie się z terenem, a zakochanie się  w widokach to już poszło z płatka. Bo brak szlaku nie oznacza, że po kraju się jeździć nie da, poza tym są szlaki regionalne.
(Ale swoją drogą jestem bardzo ciekawa co wg eurovelo oznacza, że w Finlandii szlak prowadzi przez cały kraj, a w Szwecji jest dopiero planowany. No jak coś może bardziej nie istnieć???)
Ale wróćmy do wrażeń, bo te są primo!
Oto, ^ proszę Państwa, jest dron-kosiarka obok swojej budy (garażu?). To była pierwsza rzecz, która mnie rozwaliła po wyjściu z promu w Helsinkach. No, że drony tu trawę koszą? No, hello, robi wrażenie. Ale w końcu to Helsinki, takie nowoczesne miasto. Tymczasem, na prowinicji pełno tego. Jedzie sobie człowiek przez wioskę, a tu Ci się cichacze, skrada się taki cyborg pod drzewem (bo w dodatku jeszcze są bardzo ciche). Creepy!! Już bardziej, jak w powieści Philipa K. Dicka być nie może!
I to była najstraszniejsza rzecz na fińskiej prowincji. 
 (to też a'propos mitów, o których później)
A z przygód:
Trafiłam na najdłuższy zjazd w Finlandii, tuź pod Vaasą i stamtąd wziełam dość terenowy szlak: Meteoria. Więc wypatruję tych kamlotów i nic, aż się skapnęłam, że  jestem na dnie gigantycznego krateru.  Co tam jakieś kamyki, jak właśnie jesteś na jednym wielkim, kosmicznym wgnieceniu ziemi.
Postaram się więcej takich Wam sprawić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz