czwartek, 18 czerwca 2015

Jak tu nie kochać tego kraju

Czego się nie robi dla suchego tyłka. Miałam na dziś upatrzone dwa campingi, jeden pod Vaasą jakby brakowało sił, drugi w Vaasie co miało mi zaoszczędzić drogi jutro. Kilometrowo byłby to dość długi odcinek, rekord trasy wręcz, ale i fizycznie i godzinowo byłam w stanie to zrobìć, zwłaszcza że wyruszyłam o 8 rano. Tyle, że... no więc właśnie już nie mogę mówić, że nic mi nie padało na trasie. Choć i tak 3 tygodnie bez deszczu to cud.
(Jakie eleganckie schronienie znalazłam na trasie, pod częścią budynku, akurat wysokości człowieka na rowerze)
 Zmokłam dwukrotnie.
Pierwszy deszcz zaatakował w uroczym wyspiarskim miasteczku Kaskinen (Kaskö). Pięknie położone na brzegu wyspy, tuż obok drugiej, z małymi galerio-sklepikami w drewnianych chatkach i o bardzo spokojnym charakterze. 


Nie był to ostry deszcz, takie długie siąpidło, że przestaje Ci się chcieć przeczekiwać, spoko się w tym jedzie ale trwa to tyle, że w końcu i tak przemakasz. I tu nie szlachetna wzmianka należy się najbardziej nieprzyjaznemu miasteczku w Finlandii - Närpes. Z początku intrygowało potężną kolekcją chatek, nie wiadomo po co skupionych razem. 


Zajechałam tam w chwili kryzysowej, pragnąc się chwilę ugrzać i podsuszyć nad kawą czy herbatą albo nawet pizzą lub ciachem. I zarówno w kebabowni/pizzerii, jak i kawiarni/piekarni odmówiono nam wstępu. Nie pomogła niewinna minka i "but it's raining", bez okolicznościowego wyjątku trzymali się zasady "no dogs". A w sumie ta przerwa miała być bardziej dla niej, bo ja się ruszam i rozgrzewam podczas jazdy. Obrażona opuściłam miasteczko i na szczęście w każdym z tych miejsc tak się ociągali z wyłonieniem się z zaplecza by odpowiedzieć na moje pytanie czy możemy zostać, że Elza faktycznie zdążyła się ugrzać. Ledwo zostawiłyśmy to nieprzyjazne miejsce za plecami, przestało padać, przebrałam się w suche ciuchy i było ok.
Po deszczu:


 Drugi deszcz był mocniejszy i nie zapowiadało się na szybkie wyschnięcie. W miejscowości Malax (Maalahti) miałam podjąć decyzję, tam znowu zaczęło padać, na szczęście była stacja benzynowa pełniąca funkcję wioskowego centrum kulturalno-towarzyskiego, czyli młodzież okupował ogródek na fajkę, dzieci wcinały lody, starsi na kawę, inni na automaty do gry... etc. Skorzystałam więc z kawy z dolewką (często tak robię, jak chcę po prostu gdzieś posiedzieć albo się ugrzać za 1.50 euro). Elza latała po wszystkich sekcjach i oczarowała całą wioskę. Jak płaciłam za kawę to po drugiej stronie lady patrzę, a tam mój pies, zestrofowałam ją, co wywołało powszechne rozczulenie. Po dwóch kubkach zdecydowałam się pojechać na camping bliższy, gdyż mają tu mini chatki za 30 euro. Tyle zaoszczędziłam śpiąc po ludziach, że stwierdziłam, że mogę zainwestować koszt dwóch/półtora noclegów pod namiotem w jeden pod dachem. A tak tanie chatki tutaj to rzadkość. I jest super! Taka mini chatka to zaprawdę wszystko co mi potrzeba.
 Mam tu nawet mini kaloryferek!
A poza tym słońce, morze, restauracyjkę i saunę!!! (I wiadomo łazienkę i kuchnię)
Więc nie dość, że sucha, suszę rzeczy na kaloryferku, 4 ściany i dach me rzeczy i psa goszczą to jeszcze sobie zamówiłam saunę na dogrzanie!
 A ta prawdziwa fińska sauna jest bez porównania do tych przy basenowych. Po niej czujesz się świeży, jak prosto z pieca, młody bóg/bogini i ogólnie cieszysz się życiem. Obowiązkowo nad wodą na ochłodę. Zawsze z prysznicem, takim w którym się myjesz, a nie tylko płuczesz. I taki posauni prysznic zostawia Cię tak świeżym, że zwykła kąpiel już nie daje tego efektu. Mam wręcz wrażenie, że dla Finów prysznic jest tak integralną częścią sauny, że bez niej nie ma sensu. I ja się tym razem odważyłam pobiec w morze i w ten sposób pierwsza na tej trasie kąpiel w zimnym jak zawsze i wszędzie Bałtyku, zaliczona!
 I to właśnie tu kocham. Niby długi, ciężki dzień z przeszkodami, a wszystko, jak zwykle się tak dobrze kończy, że chodzę przeszczęśliwa z bananem na twarzy. Dlatego chciałabym Wam polecić to miejsce:
http://www.aminnestugby.fi/main.php?lang=en
Poza tym, raz jest okazja pokazać Wam gdzie nocuję, bo głównie śpię po ludziach i jakoś, no sorry tej, nie wyobrażam sobie zdawania pełnej relacji z czyjegoś domu. To po prostu niesamowite, jak wiele ludzi mnie gości, ale trzeba mieć poszanowanie dla ich prywatności, więc poza moim słownym entuzjastycznym jaraniem się kolejnymi miejscami lub mikro zajawek tematów, z których gospodarz jest naprawdę dumny i chciałby się światu pochwalić, zdjęć z domów, przed domów, za domów itp. nie będzie. I musicie to zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz